Dwojakie apostolstwo z duszą
W niedzielne południe 24 stycznia 2021 rozpoczęła się uroczysta Eucharystia odpustowa ku czci św. Wincentego Pallottiego w Warszawie gdzie posługują Księża Pallotyni. Mszy świętej przewodniczył J. E. Ks. Bp Adrian Galbas SAC, zaś uczestniczyli w niej współbracia z pallotyńskiej parafii z Ks. Prowincjałem Zenonem Hanasem SAC.
Ks. Biskup wygłosił homilię, jej treść zamieszczamy poniżej.
Bracia i Siostry,
kiedy spotykamy się w tyleż słynnym, co pięknym warszawskim kościele przy ul. Skaryszewskiej, aby obchodzić doroczną uroczystość Patrona tej parafii i jej Gospodarzy – Księży i Braci Pallotynów, czyli św. Wincentego Pallottiego, czuję się zwolniony z obowiązku opowiadania o tym, kim św. Wincenty był, bo tutaj to raczej jest sprawa znana, a gdyby znaną nie była, to zawstydzeni, nadróbmy braki, googlając i czytając co konieczne.
Zamiast tego podziękujmy Panu Bogu dziś za tego wielkiego człowieka i za jego odwagę, z którą przedstawił swój śmiały projekt apostolstwa świeckich, który Kościół najpierw przyjął z rezerwą, a potem z radością zaakceptował.
Pallotti z odwagą, dwa wieki temu, powiedział zdanie, które każdy Pallotyn i związany z dziełem św. Wincentego zna doskonale, zdanie które cytujemy z dumą: „każdy ochrzczony jest apostołem”. Nie tylko wyświęcony, nie tylko ten, komu dano sakrę biskupią, nie zakonnie konsekrowany, czy konsekrowana, ale ochrzczony i to każdy: nie co drugi, albo co trzeci, nie tylko mężczyzna, albo przede wszystkim mężczyzna, nie inteligentny, albo młody. Każdy. W jakiś sposób, zgodny ze swoim stanem życia, z posiadanymi talentami i charyzmatami, z możliwościami, zgodnie ze swoją sytuacją życiowa, ale każdy.
Chrzest daje mi prawo i nakłada na mnie obowiązek apostolstwa, czyli bycia posłanym do moich Braci i Sióstr, aby podzielić się z nimi moim doświadczeniem wiary, moim spotkaniem z Chrystusem, by powiedzieć im: Chrystus jest blisko Ciebie, blisko twojego życia: Przybliżyło się do was Królestwo niebieskie.
Sobór Watykański II przypomniał, że to apostolstwo, apostolstwo świeckich, ma dwa wymiary: własny i wspomagający duchownych.
Apostolstwo własne świeckich polega, jakże piękne są te soborowe definicje, na tym, by zajmowali się oni sprawami świeckimi i kierowali nimi po myśli Bożej. Sprawy świeckie to życie osobiste, małżeńskie, wychowanie dzieci, rodzina, życie zawodowe i postzawodowe, akademickie, to świat polityki, kultury, mediów, zainteresowań, czasu wolnego…Tym wszystkim mogę kierować po myśli Bożej, lub nie po myśli Bożej. To wszystko mogę przeżywać po-bożemu i nie po-bożemu.
Te sprawy i czynności, choć mogą wydawać się tam małe i nieistotne, przeżywane po bożemu, przyczyniają się do, tu znowu Sobór, do consecratio mundi, czyli do uświęcenia świata, do tego, że świat jest bardziej święty. Przyczyniają się także do wzrostu osobistej świętości tego, kto tak postępuje.
A więc małżonkowie w Skierniewicach, Jaśle, albo Ściborzycach Wielkich, którzy, mimo oczywistych trudności próbują żyć według czterech małżeńskich filarów: miłości, wierności, uczciwości małżeńskiej i wytrwania ze sobą aż do śmierci, uświęcają świat, ktoś, żyjący w pojedynkę: uczciwie i prawo, uświęca świat. Rodzice, którzy, wstają do dziecka, by je nakarmić, przewinąć i pogłaskać w środku nocy, i którzy uporczywie szukają kodu dostępu do nastolatka, uświęcają świat, pracownik, który swoje obowiązki wykonuje uczciwie, rzetelnie, który się dokształca, pracodawca, który pracowników traktuje jak ludzi, nie zatrzymuje należnej im zapłaty, ale zatrzymuje ich, teraz w czasie pandemii, by nie znaleźli się na bruku uświęca świat, polityk, z prawa, z lewa i ze środka, który nie kłamie, który gdy mówi, że chodzi mu o wartości, to nie tylko tak mówi, uświęca świat. Chory, zjadany przez raka, albo przez jakąś inną, oddychający nie sam, który to wszystko znosi, ofiarowuje, uświęca świat. Oni i nieskończenie wielu innych żyjąc i robiąc swoje „po myśli Bożej” są apostołami.
Narażeni na miliony pokus, by tego nie robić, by sobie dać spokój, by odpuścić, będąc w mniejszości, jak ziarenko soli w obfitej potrawie, jak drobna lampeczka w gęstym mroku, nierzadko czując się niebezpiecznie, wystawieni na ludzkie opinie, na podejrzliwość, śmiech, zawiść, zazdrość i hejt, jak owce między wilkami, gdy mimo wszystko nie dezerterują, gdy swą codzienność, nie swą odświętność, ale właśnie swą codzienność, kształtują po myśli Bożej, są apostołami.
„Tak rozświetlają wszystkie sprawy doczesne, z którymi ściśle są związani, i tak nimi kierują, to znowu cytat z Soboru, aby się ustawicznie dokonywały i rozwijały po myśli Chrystusa i aby służyły chwale Stworzyciela i Odkupiciela” (KK, 31).
Bracia i Siostry,
to dobry moment na rachunek sumienia: czy to jestem ja? Czy moje życie jest „po myśli Bożej”? Chrześcijańskie i apostolskie?
Podstawowe, własne i jakże piękne apostolstwo świeckich.
Ono oczywiście wymaga stałej formacji. Żeby kierować swoim życiem po myśli Bożej, trzeba tę myśl znać. Akurat dzisiaj mamy w Kościele Niedzielę Słowa Bożego. Papież Franciszek wprowadził ją nie po to, byśmy raz w roku, przypomnieli sobie o Piśmie świętym, ale po to, by, jak sam mówi, byśmy mieli świadomość, jak podstawową jest ono sprawą dla naszego życia i apostolstwa. Jak fundamentalnie ważne jest, to, byśmy stali się bliscy Pismu Świętemu, bo inaczej, to słowa Papieża, „nasze serce będzie zimne, a oczy zamknięte, dotknięte rozmaitymi formami ślepoty”. Jeśli mam mówić innym, że przybliżyło się do nich Królestwo Boże, to sam muszę to najpierw usłyszeć.
Św. Hieronim powiedział znane zdanie, że kto nie zna Pisma Świętego, ten nie zna Chrystusa. Konsekwentnie więc ten kto nie zna Pisma świętego, nie może być apostołem Chrystusa. Warto o tym pamiętać szczególnie teraz, gdy wciąż ograniczona jest możliwość zgromadzeń, prowadzenia stałej, systematycznej formacji duchowej. Nie jest jednak ograniczona ta możliwość, by otworzyć, najlepiej każdego dnia, tekst Pisma świętego; w księdze, czy w aplikacji i spotkać się w ten sposób z Żywym Słowem Pana, a potem kierować się nim w swojej codzienności. Kształtować tę codzienność po myśli Bożej.
Doskonale rozumiał to Pallotti, który w jednej ze swoich modlitw prosił: „Boże mój […] przypomnij mi jedno po drugim, wszystkie Twe święte, czcigodne i bezcenne słowa, które są słowami Twej nieskończonej miłości”. Słowo Boże, które jest święte, czcigodne, bezcenne, które jest Słowem nieskończonej Bożej miłości.
Oczywiście nie mniej ważną sprawą jest budowanie swojej relacji z Chrystusem poprzez sakramenty święte, zwłaszcza sakrament pokuty i pojednania. Korzystajmy z tego tak, jak to w pandemii jest możliwe, aby naturalne nasze siły wspomagać nadprzyrodzonymi i nieskończonymi siłami Chrystusa i by od Niego czerpać zdolność do naśladowania Go w codzienności, czyli do bycia jego świeckim apostołem.
Ale istnieje także apostolstwo świeckich wspomagające duchownych. Ono jest wtórne, ale także ważne. Jest wtórne, to znaczy, że nie powinno ono zastępować codziennego świadectwa, ale też, że nie powinno się go zaniedbywać i lekceważyć.
Wspomagające, czyli gdy świecki wspomaga duchownego. Pomaga mu. Przez konkretne i kompetentne doradztwo, np. w Radach Parafialnych Duszpasterskich, czy Ekonomicznych, w zarządzaniu wieloma instytucjami i sprawami, bo przecież ludzie świeccy z racji swojego wykształcenia i doświadczenia po prostu lepiej niż księża znają się na mnóstwie świeckich spraw, np. na ekonomii, budowlance, remontach, już nie mówiąc o polityce.
Apostolstwo wspierające duchownych, to także zdolność do krytyki działań duchownych. Krytyki twórczej. Czyli, że nie ma ani tanich pochlebstw prawionych w porę i nie w porę, nieustannych panegiryków, nieznośnie gładkich słów, zwłaszcza wtedy, gdy zwyczajnie są przesadzone, niepotrzebne, a nawet kłamliwe. Nie ma też milczenia, wtedy, gdy trzeba głośno powiedzieć o błędach ludzi w sutannach, niezależnie od kroju i koloru ich sutanny, nie ma sakralizowania duchownych, czyli uważania ich za kogoś kto jest ponad człowiekiem bez święceń, nie ma wspierania klerykalizmu, który uczynił już w Kościele tyle zła, że ani trochę nie warto po nim płakać i ani o sekundę odwlekać oby bezpowrotnego z nim rozstania.
Ale nie ma też krytykanctwa, czyli nieustannego bycia na nie. Uogólniania. Że oni, duchowni, to tak zawsze, oni to tak wszyscy, to tak bez przerwy. Że oni po prostu tacy są i tak mają. Dojrzałość w relacjach świeckich z duchownymi i odwrotnie, polega na tym, że nie ma tych „onych”. Nie ma podejrzliwości, nieufności i tego permanentnego bycia na contrze.
Jest współpraca. Oj, jakże to ulubione słowo Pallottiego. Współpraca. Razem. Mamy taką samą godność, która wynika z chrztu, mamy charyzmaty, które nie mają ani płci, ani święceń. Mamy wspólne powołanie do świętości. Możemy współpracować. Duchowni, owszem, mają władzę, ale, jak mówi papież Franciszek, ta władza to nie wyższość, ona nie oznacza panowania. To jest władza szafarza sakramentów, a nie władza nad człowiekiem. Ani świecki nie jest nikim gorszym od duchownego, ani duchowny od świeckiego, ani też jeden od drugiego nie jest kimś lepszym.
To jest podstawa dojrzałej i dobrze pojętej współpracy. „Każde dzieło podejmowane w pojedynkę, jest krótkotrwałe…”. Któż obeznanym z życiem Pallottiego nie pamięta tego zdania. Tylko to, co w Kościele robimy razem, ma szansę być owocne i trwałe.
Pallotti nie był teoretykiem, ale praktykiem takiej współpracy. W pierwszej połowie 19 wieku. On nie mówił świeckim co mają zrobić, a potem sprawdził, czy i jak zrobili. Jeśli dobrze, to pochwalił, jeśli źle, to zganił. To nie jest współpraca, tylko zarządzanie. Współpraca Pallottiego polegała na tym, że usiadł ze świeckimi przy stole, tak, że każdy miał takie samo krzesło, Pallotti nie miał krzesła postawionego wyżej, na piedestaliku, dlatego, że był księdzem. A jak już razem usiedli, to i pogadali. Porozmawiali, rozeznawali. Jeden drugiego słuchał, jeden z drugim się dzielił, jeden drugiego szanował, jeden drugiego starał się zrozumieć, a potem to, co rozeznali, wspólnie wykonali. A jak wykonali, to ocenili efekty swoich działań i pomyśleli, co by tu można zmienić i poprawić.
Tak było. To nie bajka, ani jakaś zmyślona historia. To życie, które mogło się zdarzyć w maleńkiej cząstce Kościoła w Rzymie, który nie miał łatwiej niż dziś. Niech się więc więcej zdarza i dziś. Zwłaszcza pośród Pallotynów, Pallotynek, członków Zjednoczenia. Mówi się, że Pallotti wyprzedził swoją epokę o 100 lat. Obyśmy my, nie opóźniali jej o 200.
To jest synodalność, o której dzisiaj tak często mówi Papież i do której wzywa Kościół. Wspólna droga! Nie chodzi tylko o wydarzenie synodu, choć i ono jest bardzo ważne i bardzo potrzebne Kościołowi, ale bardziej jeszcze chodzi o stały sposób bycia i postępowania Kościoła. Nie ma dwóch alternatywnych, czy nawet równoległych dróg, którymi podążają świeccy i duchowni. Jest jedna droga. Wspólna.
Jednym z elementów wspomagającego apostolstwa świeckich względem duchownych jest także to, co stało się niedawno za sprawą Listu Ojca Świętego Spiritus Domini, gdzie papież, dokonał modyfikacji jednego z kanonów Kodeksu Prawa Kanonicznego, dzięki czemu posługę lektora i akolity na stałe będą mogły pełnić w Kościele także kobiety.
Dobrze, że tak się stało, nie tylko dlatego, że taka praktyka istnieje już pod dawna w wielu Kościołach lokalnych, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnego teologicznego powodu, dla którego tych posług nie mogłyby wykonywać kobiety. Dlaczego kobieta nie może czytać Słowa Bożego podczas mszy świętej? Dlaczego jako nadzwyczajny szafarz Eucharystii nie może zanosić jej do domów? Tyle jest osób, które dzisiaj nie przyjmą komunii świętej. Nie przyjęli jej też przed tygodniem i nie przyjmą za tydzień. Dlaczego nie mogą z rąk kobiety? Czy kobieta jest kimś mniej odpowiednim niż mężczyzna? Przecież to są posługi, które nie wymagają święceń, a papież Franciszek powiedział wyraźnie, że nie będą prowadzić do święceń prezbiteratu kobiet, bo ta sprawa jest w Kościele zamknięta.
Papież ładnie napisał w Evangelii Gaudium, że „potrzeba jeszcze poszerzyć przestrzenie dla bardziej znaczącej obecności kobiety w Kościele”, że musi być więcej miejsca dla misji, którą z racji na swą kobiecość może podjąć kobieta. Ale oczywiście nie jest prawdą, że kobieta w Kościele nie ma żadnego miejsca. Wszak pierwszą po Chrystusie jest Maryja! Kobieta.
Nie ma co się bać kobiety w Kościele. Pallotti się nie bał. I dziś się na pewno cieszy. Na obrazie przedstawiającym Zesłanie Ducha Świętego, który tak kochał i dał swoim duchowym synom i córkom, by go czcili, w otoczeniu Maryi w dzień Pięćdziesiątnicy są obecni nie tylko apostołowie i inni mężczyźni. Są także kobiety.
Bracia i Siostry,
aby jednak apostolstwo świeckich i jakiekolwiek apostolstwo było możliwe, i to ostatnia na dziś myśl, musi mieć ono duszę, a tą, jak powie Sobór jest miłość. „Miłość jest jakby duszą apostolstwa”, to dosłowny cytat z Soboru. Jak dusza ożywią nasze ciało, jest warunkiem jego istnienia, tak i miłość jest ożywiająca siłą apostolstwa. Miłość do Kościoła i miłość w Kościele. Bez niej nic nie pójdzie!
To o miłości jest Słowo Boże, które Kościół. Miłość, która jest większa niż wiara i nadzieja, miłość cierpliwa, nie skupiona na sobie, nie szukająca poklasku, nie unosząca się pychą, nie pamiętająca złego, miłość większa niż bogactwa i zaszczyty, miłość, bez której najwykwintniejsze ludzkie, a nawet anielskie gadanie jest jak cymbał brzmiący, albo jak miedź brzęcząca. Miłość, bez której największa wiedza jest niczym. Jeśli jej nie ma, nic nie pomoże, nawet największe poświęcenie, łącznie z samospaleniem.
Miłość, która działa poprzez konkret: taki jak podanie chleba zgłodniałemu, nakarmienie duszy przygnębionej, nie odwracanie się od współziomków, wprowadzenie do domu biednych tułaczy, albo przyodzianie nagiego…
Miłość, która wnosi w ludzkie domy i w ludzkie serca pokój. „Pokój temu domowi”, tak mówcie ludziom, prosi Jezus swoich uczniów. Miłość, która ma czas, by usiąść przy stole (nie jest ważne, co na nim będzie: to, co mają), miłość niespieszna, co nie przelatuje z miejsca na miejsce, bo tyle ma spraw do załatwienia, miłość, która przyjmuje i która da się przyjąć. Miłość, która nie musi nawet mówić jak dzisiejszy Psalmista: „chwalcie Pana, wy którzy Go wielbicie”, bo patrząc na nią i doświadczając jej, nie można Go nie chwalić i nie wielbić.
Taka miłość jest duszą apostolstwa. Taka była najważniejsza w życiu Pallottiego. „Czcił Boga z niestrudzoną pobożnością i służył ludowi Bożemu z miłością bez granic”, usłyszymy za chwilę w mszalnej modlitwie po komunii. Takiej miłości doświadczał i taką się dzielił. „Ty, mój Boże, pisał, jesteś Miłością i to nieskończoną, przeniknij wszystko i spraw, abyśmy ja i wszyscy żyli zatopieni w Twojej Nieskończonej Miłości”.
Bez niej, nasze apostolstwo będzie bezduszne. Najpiękniejsze słowa, będą dźwiękiem, a najbardziej dynamiczne działanie – działactwem.
O nią podczas tej mszy świętej prośmy serdecznie. Niech Ten, który jest miłością udzieli nam hojnie tego daru.
I módlmy się z Wincentym:
„Mój Jezu! Próbą miłości, której ode mnie się domagasz jest zbawienie dusz. Zniszcz we mnie to wszystko, co mi przeszkadza w całkowitej i skutecznej pracy nad zbawieniem dusz. Daj mi całe Twoje życie, wszystkie cnoty Twoje, siebie samego, jedynie w tym celu, aby dusze z całego świata, które były, są i będą, przyprowadzić do Twego Serca, a uczynić to najdoskonalej jak potrafię i ku nieskończonej Twojej chwale. Amen”.
(kazanie z okazji uroczystości św. Wincentego Pallottiego, Warszawa 24.01.2021)